Opowieści jakie krążą wśród tutejszych mieszkańców są związane z Górą Cergową, a w szczególności z jej tajemniczymi jaskiniami. Najbardziej znana o zamku – mieście, który stał niegdyś na szczycie Cergowej i zapadł się pod ziemię. Wg. legendy zostały po nim wielkie drewniane drzwi, które podobno znajdowały się przez jakiś czas w kościele w Jasionce.
Powszechnie uważa się, że jaskinie były kryjówkami zbójeckimi. Wszak tuż pod Cergową, przez całe stulecia przebiegał główny szlak handlowy przez Karpaty: tzw. winny trakt węgierski przez Przełęcz Dukielską. Z jaskiń „Pod lasem I” i „Pod lasem II” doskonale widać dawny „trakt węgierski” schodzący tu wąski przesmyk nad Jasiołką. Musieli o tym wiedzieć „Beskidnicy” – zbójcy rabujący podróżnych w beskidzkich przełęczach. Kolberg zapisał legendę związaną z Cergową i zamkiem Kamieniec w Odrzykoniu:
„Gdy zamek, dawniej obronny zaczął popadać w ruinę, rozwaliny jego stały się siedliskiem rozbójników. Ciemne pieczary, ciągnące się na dwie mile podziemną drogą w środku przyległej Góry Cergowskiej były ich kryjówkami; wąwóz, którym wiła się droga od Dukli ku Węgrom, miejscem ich napadów. Wkrótce stali się postrachem całej okolicy, bezpieczni w krętych swych podziemiach, do których nikt wchodzić nie ośmielał się. Schwytanych podróżnych, po złupieniu ich mienia, wtrącali do owych pieczar, gdzie ginęli głodną śmiercią. Nieszczęśliwi obgryzali korzonki drzew i krzewów i dlatego na Górze Cergowej drzewa nigdy wysoko wybujać nie mogły. Górale pracujący w pobliżu słyszeli nieraz jęki uwięzionych, widzieli nieraz duchy zmarłych jak wychodziły spod ziemi i żarłocznie z drzew liście objadały. Góra wtedy okrywała się mgłą gęstą, aby przed ludzkimi oczyma zakryć tę straszliwą biesiadę i tylko „oko czyste” mogło przejrzeć tajemniczą jej zasłonę.
Rozbójnicy głównie swoje gniazdo mieli w samym zamku kamienieckim, a do przenoszenia zdobytych łupów używali wyuczonego konika, którego wpuszczali w podziemia z ładunkiem. Konik wtedy cwałem przebiegał pieczary i stawał w lochach zamkowych, gdzie zdejmowano zeń łupy i znów wyprawiano go po nowe. Górale cicho gwarzyli o tym koniku, nieraz daremnie nań czatowali, aby go schwytać, gdy im wpadł w łąki i zboża. Śmielsi juhasy dosiadali go nawet, ale gdy tylko poczuł cudzą rękę, zrzucał z siebie jeźdźca i znikał w pieczarach.
Lecz każde złe na świecie musi mieć swój koniec. Pewnego razu zbójcy wyszli gromadnie w celu obdarcia kupców wracających z Węgier z winami Ci jednak ostrzeżeni w porę i sami dobrze uzbroili, i przybrali do pomocy śmiałych góralczyków z okolic Dukli. W natarciu rozbito zbójców i rozproszono; większa ich część uszła do Węgier. Dowódca tylko, siedząc na owym koniku, uciekał w pieczary, ale mu już odwrót przecięto. Uderzony drągiem spadł na ziemię i umierając pokazał drogę do podziemi.
Górale postanowili zemścić się na zbójeckim koniku: obdarli mu skórę, obładowali go odzieżą zabitych opryszków i pognali w pieczary. Pobiegł konik do lochów zamkowych a przestraszona garstka pozostałych zbójców, poznawszy ubiory towarzyszy swoich, zaprzestała dalszych napaści wkrótce w inne przeniosła się strony. Konik bez skóry pasał się jeszcze długo na Cergowskiej Górze, obgryzając mech i liście, a mieszkańcy, widząc tak uszkaradzone zwierzę, wołali wskazując nań z daleka: To Odrzykoń” – i zamek odtąd przybrał nazwę odrzykońskiego”.
Owiana legendą jest również postać św. Jana z Dukli, który jako młody chłopak swoje pustelnicze życie rozpoczął właśnie na G. Cergowej. Wieść gmina głosi, że pastuchy rzucali w Niego kamieniami, przezywali Go mając za odmieńca. Musiał się stąd wyprowadzić do Trzciany na Górę Zaśpit
Znana jest również opowieść o psie, który wszedł do groty „Na wierzchowinie” wyszedł po drugiej stronie góry nad Jasionką, jednak zupełnie pozbawiony sierści.
Legendy „cergowskie” znakomicie łączą fakty historyczne z wytworem ludzkiej wyobraźni. Tłumaczą również zjawisko, że drzewa w podszczytowych partiach lasów Cergowej są karłowate, co rzeczywiście wynika z wpływu wiejących tu wiatrów dukielskich.